Cyfrowa rewolucja w sądach? Ministerstwo spotyka się z falą krytyki

Ambitne plany cyfryzacji sądów MS wywołały burzę. 80+ komentarzy – większość krytycznych. Pracownicy: „Góra nie ma pojęcia co jest na dole”. Analiza reakcji środowiska sądowego.

Ambitne plany cyfryzacji sądów przedstawione przez Ministerstwo Sprawiedliwości wywołały falę komentarzy. Po publikacji materiału promocyjnego na stronie resortu pojawiło się ponad 80 komentarzy – zdecydowana większość z nich to głosy krytyczne. Pracownicy sądów, sędziowie i prawnicy ostro krytykują pomysły ministerstwa, wskazując na fundamentalne problemy organizacyjne. „Góra nie ma pojęcia co jest na dole” – komentuje jedna z protokolantek. To kolejny sygnał głębokiego rozdźwięku między wizjami resortu a rzeczywistością polskiego sądownictwa.

Skala niezadowolenia zaskakuje

Reakcje na projekt cyfryzacji ujawniły niecodzienną mobilizację środowiska sądowego. W dyskusji wzięli udział głównie praktycy – znaczna część komentujących to osoby związane zawodowo z sądownictwem. Część wprost identyfikuje się jako pracownicy sądów, protokolanci czy sędziowie. To oznacza, że większość głosów pochodzi od osób bezpośrednio zaangażowanych w codzienne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości.

Taki rozkład uczestników dyskusji jest znaczący. Rzadko zdarza się, by pracownicy sądów tak masowo zabierali głos w debacie publicznej. Może to świadczyć o szczególnej wadze tematu lub o narastającej frustracji w środowisku. Dominujący ton komentarzy – w większości krytyczny – sugeruje, że projekt ministerstwa trafił na grunt nieprzygotowany. Pozytywne reakcje stanowią wyraźną mniejszość.

„Za mało ludzi, za mało czasu, za mało pieniędzy”

Najczęściej pojawiającym się zarzutem są dramatyczne niedobory kadrowe. „Za mało sędziów. Za mało asystentów i za mało pracowników do obsługi” – pisze jedna z komentujących. Te sygnały wydają się kluczowe dla zrozumienia sceptycyzmu wobec planów cyfryzacji. Pracownicy obawiają się, że digitalizacja oznaczać będzie dodatkowe obowiązki przy niezmienionej obsadzie kadrowej. „Ja mam do zarejestrowania obecnie 34 sprawy, niektóre po 500 tomów” – opisuje swoją sytuację jedna z urzędniczek.

Nieufność rośnie, gdy pracownicy widzą ambitne plany technologiczne, ale nie widzą równoległych planów zwiększenia zatrudnienia. To może wyjaśniać, dlaczego nawet potencjalnie użyteczne rozwiązania spotykają się z oporem.

Praktyczne pytania, na które ministerstwo nie udzieliło odpowiedzi, tylko pogłębiają ten problem. Kto zeskanuje sprawy liczące setki tomów akt? Kiedy pracownicy mają wykonać tę pracę przy obecnym przeciążeniu? Jeden ze skomentowanych przypadków dotyczy sprawy liczącej 654 tomy akt. Stan infrastruktury technicznej również budzi obawy. „Jeden czy dwa skanery na wydział, na 30 osób… to o jakim skanowaniu piszesz, jak on się non stop zacina” – opisuje warunki pracy jedna z protokolantek. Inny przykład: cztery karty do podpisu elektronicznego na 24 orzeczników.

Aby przekonać sceptyków, ministerstwo prawdopodobnie musiałoby przedstawić konkretny plan zwiększenia zasobów – zarówno ludzkich, jak i technicznych – który poprzedzałby lub towarzyszył cyfryzacji.

Paradoks cyfryzacji: dlaczego technologia budzi obawy o więcej pracy

Na pierwszy rzut oka może wydawać się zaskakujące, że pracownicy sądów obawiają się zwiększenia obciążenia pracą w wyniku wdrożenia technologii, która teoretycznie powinna ich odciążyć. Ten paradoks ma jednak racjonalne podstawy w wieloletnich doświadczeniach środowiska sądowego.

Podstawowym problemem jest sposób, w jaki dotychczas przebiegała informatyzacja sądów. „Mamy w sądach pierdyliard niekompatybilnych systemów – dane wprowadza się do nich wielokrotnie te same” – opisuje jeden z komentujących. Inny dodaje: „Kilkanaście różnych systemów, które NIE są ze sobą połączone i magicznie nic się nie zasysa. KRK oddzielnie, księgi oddzielnie, rejestr spadków… Do wszystkiego potrzebne inne uprawnienia, logowanie”.

Ta chaotyczna informatyzacja, prowadzona bez długofalowego planu, w praktyce zwiększyła, a nie zmniejszyła obciążenie pracowników. Zamiast jednego spójnego systemu powstał labirynt niepołączonych aplikacji, w których te same dane trzeba wprowadzać wielokrotnie. Pracownicy słusznie obawiają się, że kolejna „cyfrowa rewolucja” będzie kolejnym systemem do obsługi, a nie rozwiązaniem istniejących problemów. Dodatkowo okres przejściowy oznacza funkcjonowanie systemów hybrydowych, gdzie nowe rozwiązania nie zastępują starych procesów, ale działają równolegle. Pracownicy nie wierzą też w obietnice pełnej automatyzacji – wiedzą z doświadczenia, że technologia często zawodzi, wymagając ręcznych poprawek i alternatywnych rozwiązań. W efekcie każda kolejna „modernizacja” staje się dodatkowym obowiązkiem, nie zamiennikiem dotychczasowych procedur.

Cień e-protokołu nad nowymi planami

Kluczem do zrozumienia obecnego sceptycyzmu są traumatyczne doświadczenia z poprzednimi projektami cyfryzacyjnymi. Szczególnie często w komentarzach pojawia się temat e-protokołu – systemu, który miał zrewolucjonizować dokumentowanie przebiegu rozpraw. „Ile wydano na e-protokół? Prawie 150 mln? Tymczasem protokolanci jadą z palca na klawiaturze jak przed wydaniem tej kasy” – pisze jeden z komentujących.

Wspomnienia o e-protokole nie są przypadkowe. System ten, mimo znacznych nakładów finansowych, nie sprawdził się w praktyce. „E-protokół w wielu sądach to fikcja, sędzia sobie życzy mieć spisane wszystko z rozprawy, a nie odsluchiwać potem” – tłumaczy jedna z pracownic. To doświadczenie wyjaśnia, dlaczego środowisko sądowe reaguje tak ostro na kolejne obietnice technologicznej rewolucji. Jeśli kosztowny projekt modernizacyjny nie przyniósł oczekiwanych efektów, naturalne jest pytanie o szanse powodzenia kolejnej inicjatywy. Zwłaszcza gdy jej skala wydaje się jeszcze większa.

Niewypał z EKDS w Krajowym Rejestrze Sądowym

Historia niepowodzeń jest dłuższa i bardziej dramatyczna niż mogłoby się wydawać. „Dawno, dawno temu był projekt dotyczący dygitalizacji w KRS – infrastruktura systemu Skanmen kosztowała krocie, wdrożenie i umowy licencyjne były masakrą” – przypomina jeden z komentarzy.

Ten lakoniczny opis dotyczy prawdopodobnie systemu EKDS (Elektronicznego Katalogu dokumentów Spółek), który miał umożliwić cyfrowy dostęp do akt sądowych w wydziałach KRS. W praktyce projekt okazał się katastrofą pod każdym względem. Pracownicy we wszystkich wydziałach KRS w całej Polsce zostali zobowiązani do żmudnego ręcznego klasyfikowania i opisywania każdego dokumentu składanego do akt sądowych – pomimo że praktycznie nikt nie korzystał z tej elektronicznej usługi.

Efektem była sytuacja absurdalna: pracownicy, mając pełną świadomość bezsensowności wykonywanych czynności, musieli poświęcać czas na szczegółowe opisywanie dokumentów, o które nikt nie wnioskował elektronicznie. To spowalniało załatwianie spraw rejestrowych i wydłużało czas oczekiwania interesantów. System, który miał usprawniać pracę, w rzeczywistości ją paraliżował.

Ten przykład wyjaśnia, dlaczego obecne obietnice cyfrowej rewolucji spotykają się z tak silnym sceptycyzmem. Pracownicy sądów pamiętają, jak ambitne plany technologiczne przekładały się na dodatkową, bezsensowną pracę biurokratyczną. Te doświadczenia budują barierę nieufności, którą ministerstwo musi przełamać, jeśli chce uzyskać poparcie dla swoich planów.

Starcie dwóch światów

Szczególnie interesujący fragment dyskusji to wymiana zdań między przedstawicielką Ministerstwa Sprawiedliwości a praktykami. Anna Wypych z Departamentu Analiz i Strategii próbowała odpierać zarzuty, wskazując na automatyzację procesów i technologię OCR jako rozwiązania problemów praktycznych. Reakcja środowiska była jednoznaczna. „Ile tomów akt pani zeskanowała i wpuściła do systemu? Pytam z czystej ciekawości” – ripostowała jedna z protokolantek. „MS niewiele wie o naszej REALNEJ pracy” – dodawała inna.

Ta wymiana ujawnia fundamentalny problem: przedstawiciele ministerstwa operują językiem możliwości technicznych i automatyzacji, podczas gdy pracownicy sądów mówią o codziennych problemach i ograniczeniach. Te dwa języki mijają się, co pogłębia przepaść między decydentami a wykonawcami.

Kluczowe pytanie brzmi: czy autorzy projektu konsultowali swoje plany z osobami odpowiedzialnymi za ich praktyczną realizację? Komentarze sugerują, że jeśli tak się stało, to głos praktyków nie został w pełni uwzględniony. To może być główną przyczyną tak silnego oporu.

Aby przełamać ten impas, resort prawdopodobnie musiałby zorganizować szersze konsultacje, w których głos praktyków byłby równorzędny z wizją technologów.

Nie wszyscy są przeciwni

Wśród krytycznych głosów pojawiają się też wypowiedzi wspierające ideę cyfryzacji. „Elektroniczne akta usprawnią pracę sędziów i asystentów” – argumentuje jeden z komentujących. Inni przypominają o sukcesach cyfryzacji w innych sektorach, takich jak uczelnie czy banki.

Te głosy wskazują drogę, którą ministerstwo mogłoby podążyć, aby zdobyć większe poparcie. Łączy je wspólny warunek: cyfryzacja tak, ale przeprowadzona rozważnie. „Najpierw możliwość składania pism, pozwów elektronicznie. Dopiero po czasie, gdy większość nowych spraw będzie już składanych elektronicznie, zacząć wygaszać przyjmowanie spraw papierowych” – proponuje jedna z osób. Pojawiają się też postulaty zwiększenia nakładów na infrastrukturę przed rozpoczęciem cyfryzacji oraz lepszego współfinansowania procesu zmian. To sugeruje, że opór nie dotyczy samej idei modernizacji, ale sposobu jej realizacji.

Ministerstwo mogłoby wykorzystać te konstruktywne głosy jako podstawę do wypracowania kompromisowego planu, który uwzględniałby obawy praktyków, jednocześnie realizując cele modernizacyjne.

Sygnał szerszych problemów

Intensywność reakcji na projekt cyfryzacji jest zdecydowanie symptomem głębszych problemów w polskim sądownictwie. „Sądy są w epoce kamienia łupanego, góra nie ma pojęcia co jest na dole” – pisze jedna z komentujących. „My z MS rozmawiamy od lat, wskazujemy rozwiązania, nikt nas nie słucha” – dodaje inna – zapewne reprezentująca związki zawodowe.

Te wypowiedzi sugerują narastające poczucie alienacji między pracownikami sądów a decydentami. Czy jest to problem komunikacyjny, czy może wynik realnego konfliktu interesów między potrzebą modernizacji a możliwościami jej realizacji?

Chroniczne niedofinansowanie sądownictwa, o którym często mówią związki zawodowe, może być kluczem do zrozumienia obecnych reakcji. Jeśli podstawowe potrzeby – kadry, sprzęt, infrastruktura – nie są zaspokojone, plany technologicznej rewolucji mogą wydawać się oderwane od rzeczywistości.

Pytania bez odpowiedzi

Projekt cyfryzacji sądów rodzi wiele pytań, na które ministerstwo nie udzieliło jeszcze publicznie odpowiedzi. Ile będzie kosztować całe przedsięwzięcie? Skąd pochodzić będą środki na zakup sprzętu i zatrudnienie dodatkowego personelu? W jakim tempie będzie przebiegać implementacja?

Brak transparentności w kwestiach finansowych może być jedną z głównych przyczyn sceptycyzmu. Zwłaszcza w kontekście wcześniejszych, kosztownych projektów, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Pracownicy sądów prawdopodobnie potrzebują konkretnych gwarancji, że tym razem będzie inaczej.

Pojawia się też pytanie o konsultacje społeczne. Czy ministerstwo planuje szerszą debatę z przedstawicielami środowiska sądowego? Czy uwagi praktyków wpłyną na ostateczny kształt projektu? Te kwestie proceduralne mogą okazać się równie ważne jak same rozwiązania techniczne.

Aby przełamać nieufność, resort prawdopodobnie musiałby nie tylko odpowiedzieć na te pytania, ale również zapewnić środowisko o realnym wpływie na kształt reformy.

Co dalej?

Ministerstwo Sprawiedliwości nie odniosło się jeszcze oficjalnie do fali krytyki, która towarzyszyła prezentacji planów cyfryzacji. To może być sygnał, że resort nie był przygotowany na tak silną reakcję środowiska.

Obecna sytuacja pokazuje też, że komunikacja za pomocą krótkich materiałów promocyjnych może być niewystarczająca przy tak złożonym projekcie. Pracownicy sądów oczekują konkretów – szczegółowych planów, harmonogramów, budżetów i procedur. Ministerstwo prawdopodobnie powinno jak najszybciej przedstawić pełną dokumentację projektu, pokazującą nie tylko wizję końcową, ale przede wszystkim praktyczne aspekty wdrażania widziane oczami tych, którzy będą je realizować.

Analiza komentarzy wskazuje jednak konkretne obszary, na które ministerstwo mogłoby się skupić, aby zdobyć większe poparcie. Po pierwsze, konieczne wydaje się przedstawienie szczegółowego planu finansowego i kadrowego – pracownicy chcą wiedzieć, kto i za ile ma realizować cyfryzację.

Po drugie, resort mógłby rozważyć stopniowe wdrażanie zmian, zaczynając od poprawy podstawowej infrastruktury i dopiero potem wprowadzając cyfrowe rozwiązania. Taki plan mógłby być bardziej przekonujący niż obietnice rewolucyjnych zmian.

Po trzecie, szersze konsultacje z praktykami mogłyby pomóc w dostosowaniu projektu do realiów funkcjonowania sądów. Obecna sytuacja pokazuje, że ignorowanie głosu środowiska może skutkować silnym oporem.

Cyfryzacja sądownictwa jest nieuchronna, ale sposób jej przeprowadzenia pozostaje otwarty. Pytanie brzmi: czy ministerstwo zmieni swoją strategię w odpowiedzi na krytykę, czy będzie realizować swoje plany zgodnie z pierwotnym harmonogramem, licząc na przełamanie oporu w trakcie wdrażania?

Doświadczenia innych krajów pokazują, że technologiczna modernizacja sądownictwa jest możliwa. Wymaga jednak nie tylko funduszy i dobrej technologii, ale przede wszystkim zaufania i współpracy wszystkich zaangażowanych stron. Obecne reakcje sugerują, że to zaufanie dopiero trzeba zbudować.

Niniejszy artykuł został przygotowany z wykorzystaniem narzędzi sztucznej inteligencji zgodnie z Deklaracją zasad etycznego korzystania z modeli AI – Wydawcy. Proces tworzenia odbywał się pod pełnym nadzorem człowieka, który formułował zadania, weryfikował generowane treści i zatwierdził ostateczną wersję. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść publikacji.